poniedziałek, 28 maja 2012

Macierzyństwo non-fiction

Znacie te słowa? Wszędzie teraz trąbi się tylko o tym - że dopiero teraz kobiety mają odwagę głośno powiedzieć, że macierzyństwo to ciężka praca, że jest trudno, dużo, nudno, że plac zabaw i ulubiona książeczka dziecka po raz setny, to wcale nie jest taka cudna sprawa. Kobiety dopiero teraz mogą powiedzieć, że "Ja rzeczywiście tak całą sobą zaangażowałam się w rodzicielstwo i bycie mamą, że zupełnie zgubiłam siebie. A jednocześnie miałam poczucie, że mimo iż daję siebie całą, to stale jest mnie za mało - dla domu, córki i męża.
Po fakcie zdałam sobie sprawę, że w tych pierwszych tygodniach wyparłam swoje potrzeby. W ogóle nie miałam takich myśli, że poszłabym do kina, do teatru. Nie istniała sfera moich potrzeb niezwiązana z opieką nad córką." (Joanna Woźniczko-Czeczot Wysokie Obcasy z 26 maja 2012). Ale to dopiero początek, zapowiedź książki. Empik opublikował fragment - pozwólcie, że go przytoczę:

"Zmowa, zmowa panuje wśród kobiet. Zmowa milczenia.
Jestem matką, jakich dziesiątki można zobaczyć z wózkami w parkach. Przeciętnie miła, przeciętnie ładna, niebrzydko ubrana, z tłustym, wychuchanym bobasem. On jest przeważnie zadowolony. Ja przeważnie też. Gdy spotykam inne matki, rozmawiamy o ząbkach, karmieniach i zdobyczach rozwojowych. X już pełza, Y robi pa, pa. Z pomalował dzisiaj kocyk flamastrem. Łobuziaczek, ale to przecież rozkoszne.
Tutaj napiszę wszystko, o czym nie mówi się nad piaskownicą.
Że macierzyństwo to koniec dawnego życia.
Że mam dojmujące poczucie wolności utraconej na zawsze.
Że dziecko to same trudne okresy. Skończy się jeden, zaczyna drugi. Po horrorze połogu – horror niespania. Po trudach ząbkowania – gehenna urazówki pierwszych kroków. Po ogołoceniu mieszkania, gdy dziecko staje się mobilne – rozniesienie mieszkania, gdy wchodzi w okres gejzeru energetycznego. Po buncie dwulatka – bunt trzylatka. I tak aż do emerytury. „Najgorsze jest pierwsze sześćdziesiąt lat” – tak mawia mama mojego męża.
Ten tekst zaczęłam pisać, gdy po dziewięciu miesiącach macierzyństwa skończyły mi się hormony euforii. Notuję po to, by zdiagnozować, co się ze mną stało, i by do woli się powyżalać. Ale też dlatego, że gdy po ślubie dzieciaci zadawali sakramentalne pytanie „A kiedy wy?”, nikt mi nie powiedział, na co mam się szykować."

...................................... :( :( :(

Dziecko to same trudne okresy?? Czego ta Pani oczekiwała? Rozkosznego bobasa, który tylko się uśmiecha, zasypia na zawołanie, a na czole ma wyświetlacz a'la LCD który dokładnie określa co, jak, kiedy i z jakiej ilości maluch potrzebuje? Czytałam jeszcze w tym wywiadzie o "lukrowych blogach", "przesłodzonych gazetach dla mam"..... No przepraszam, ale nie mam w zwyczaju owijać w bawełnę.... Bo ma być tylko łatwo? Wszystko podstawione pod nos? I jeszcze podpisane? To co mają powiedzieć nasze Mamy? Z górą pieluch tetrowych? Które należało wygotować, pięknie rozwiesić i wyprasować? Mleka, które trzeba było ugotować? Drzewo przynieść, żeby napalić w piecu, wodę ze studni? Bo tak właśnie miała moja mama.....Dzieci czworo, dom, po którym wiecznie plątali się robotnicy, którym trzeba jeszcze naszykować jeść, pracę w szkole, jako nauczyciel i jeszcze pole.... eh...nawet szkoda o tym mówić. I ja dziś czytam o utraconym na zawsze poczuciu wolności Pani Joanny.  A gdzie własny rozum, logiczne myślenie? Nie wiem co ta Pani czytała, z kim rozmawiała całe swoje życie, ale mnie nikt nigdy nie mówił, że będzie łatwo! Wręcz przeciwnie. Byłam przygotowana na to, że czeka mnie ciężka praca, nowe obowiązki....Otaczały mnie różne mamy z różnymi dziećmi, grzecznymi, wrzeszczącymi, zasypiającymi na zawołanie i marudzącymi przy każdym posiłku. Moje macierzyństwo zaskoczyło mnie przede wszystkim jednym: ogromem miłości. Tak jak bałam się czy będę umiała kochać dziewczynki tak samo, czy starczy mi miłości na dwie istotki - po urodzeniu Milenki okazało się, że Maję kocham tylko mocniej!
......po dziewiątym miesiącu skończyły się hormony euforii.....Jest mi po prostu przykro jak to czytam i wstyd....po prostu wstyd. Moja euforia budzi się każdego ranka, oczywiście, wściekam się jak mała wstaje o 5, a ja o północy położyłam się spać. Złoszczę się, gdy Majka jest niegrzeczna, wrzeszczy albo ma muchy w nosie. Denerwuję się, bo mam kurzu tyle, że mogłabym rysunki na nim z Majką tworzyć, ale wolę iść z dziewczynkami na plac zabaw, jechać na wycieczkę. Ale zupełnie nie mam poczucia, żebym zgubiła siebie..... Często myślę o tym, jak by wyglądało moje życie gdyby nie było dziewczynek, ale na pewno niczego nie żałuję, nie płaczę nad swoim losem..... Choć nie, płakałam kilka dni temu. Przyjechała do mnie moje siostra, nie ma rodziny, dzieci, jest singlem. Mieliśmy w rodzinie komunię i Magda przywiozła 4 sukienki, bo nie mogła się zdecydować, którą założyć. Przebierała, wybierała, mierzyła....schudła, fajnie wyglądała. A ja.....po dwóch ciążach, mama pracująca, zabiegana, zmęczona i czasami niewyspana, wciąż nie-w-swoim-rozmiarze. A ona mi opowiada o drenażu limfatycznym, dzięki którym ma takie szczupłe nogi..... Poradziłam w której kiecce wygląda najlepiej i poszłam....popłakać. Bo ja kiecki kupuję....dziewczynkom, masuję głównie obolałe noski lub łokcie dziewczynek.... Tak zastał mnie mąż, raczej nie rozczulający się nade mną, zupełnie inny typ. Taki męski - bez tkliwości i delikatności. Patrzy tak na mnie, przytulił, kazał się umyć i mówi: "I co ty się przejmujesz? Wyglądem? I tak wszyscy kiedyś starzy i brzydcy będziemy. I co jej zostanie? Nic - a ty masz dzieci....". Zaskoczył mnie zupełnie, ale postawił na nogi - doprowadził do pionu. 
Na co się szykować? Na wielką radość, ogrom obowiązków, całe mnóstwo uśmiechów, spacerów, prania, prasowania i całe morze miłości..........
Na co jeszcze? Wy, drogie mamy, wiecie najlepiej, pewnie nawet lepiej niż ja potrafię to ująć. 

















Trochę to chaotyczne.....ale czy udało mi się coś Wam przekazać? Czy wiecie co chciałam powiedzieć? 

Jutro czeka mnie piękna uroczystość w przedszkolu Majuni: "Mata, Tata i Ja". Mój pierwszy Dzień Mamy w przedszkolu.....Nie wiem kto jest bardziej podekscytowany, Maja czy ja..... ;-)
 

20 komentarzy:

  1. I jak pierwszy dzien mamy w przedszkolu? ;)

    Rozumiem wszystko co napisalas ;) i rowniez kompletnie nie rozumiem cytowanej pani ;) co prawda ja dzieci zawsze unikalam jak ognia i tak naprawde fakt - nie wiedzialam czego sie spodziewac i jak naprawde zmieni sie nasze zycie, ale nie przeszkadzalo mi to zycie w niewiedzy i pozniejsze odkrywanie samemu jak wszystko teraz ma byc... wspolne planowanie i ukladanie wszystkiego na nowo... zawsze oboje bylismy domatorami, rzadko gdzies wychodzilismy, do kina czy na jakas kolacje, to zazwyczaj od wielkiego swieta, jak nas znajomi gdzies wyciagneli... tak wiec dla nas nowa sytuacja nie byla az tak "wiazaca" i nagle nie zostalismy zamknieci w czterech scianach, oderwani od znajomych itp. lublismy przebywac tylko w swoim towarzystwie, a teraz jest po prostu weselej ;) to wlasnie dzieci sprawiaja, ze czesciej ruszamy sie z domu, ze gdzies pojedziemy, cos zobaczymy itp. ba, nawet czesciej spotkamy sie ze znajomymi, ktorzy tez juz swoje dzieci maja... jest pieknie, jestesmy zadowoleni, bywaja trudne chwile, dla mnie najtrudniejsze to te, kiedy dzieci choruja... ale poza nimi jest tyle pieknych, dla ktorych naprawde warto zyc... nie przeszkadzaja mi takze rozmowy z innymi mamami o dzieciach, kupkach, zabkach itp., bo przeciez to dzieci sa teraz naszym zyciem i wokol nich kreci sie swiat - a my bardzo to lubimy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uroczystość w przedszkolu jest po południu, żeby wszyscy rodzice mogli przyjść i imprezować ;-)
      Dla mnie też najtrudniejsze jest chorowanie dziewczynek, martwię się wtedy okropnie, kiepsko śpimy, ale sama to znasz ;-) Ale za nic w świecie bym tego nie zamieniła na siłownie, kina, teatry....będę miała na to czas. Dziewczyny podrosną, to razem będziemy jeździć :-)

      Usuń
  2. Piękny wpis. Ważny teamt. W takich chwilach zmieniam w myślach perspektywę i zastanawiam się czasem jakimi słowami możnaby ująć życie ze mną - na przykład gdyby bloga miał pisać mój mąż i gdyby blog ten miał być właśnie antytezą wobec blogów "lukrowanych". O czym mógłby pisać i jak ja bym się kiedyś poczuła czytajac to? - o nadwadze, złych humorach, tłustych włosach, dużo by wymieniać. I co by z tego wyszło? - drugie: "Baby są jakieś inne"? Prawdopodobnie. I zastanawiam się czemu mogą służyć takie antytezy? Symetrii? Przeciwwadze? Być może. Komu jednak pomagają takie perspektywy... i w czym? Żyjemy w czasach odsłaniania tego co pod spodem, zaglądania pod dywan i wyciągania wszystkiego na światło dzienne i o ile potrafię zrozumieć potrzebę akceptowania przeciwbiegunów dające poczucie pełni i pewne poczucie bezpieczeństwa z tym zwiazane, o tyle zastanawia mnie często takie skupienie na tej trudniejszej materii, że zatraca się ogląd tego co piękne.
    Pracuję z dziećmi autystycznymi, które niejednokrotnie nie są i nie bedą w stanie powiedzieć swoim mamom "kocham cię" gdyż kontakt z emocjami jest dla nich często barierą nie do pokonania, pracuję także z dziećmi z mózgowym porażeniem dziecięcym, które w ogóle nie mówią i mają szereg trudności, z którymi my nigdy się nie zetkniemy. I na codzień z ich mamami uczę się poszukiwać i odkrywać gesty, ruchy, starania, które dają otuchę, na których można się oprzeć w pracy, w pomocy tym dzieciaczkom. Ostatnio na przykład cieszyłyśmy się z tego, że chłopczyk zaczął spoglądać za przedmiotem, który rzucił na ziemię. Dotychczas tylko zrzucał nie zerkając dalej co się z nim dzieje. Teraz jednak jego uwaga, jej podzielność, przerzutność i rozumienie zwiazków przyczynowo - skutkowych pozwoliło mu na ten przełom. Po pięciu latach...

    Ja się ogromnie cieszyłam. Ale jak się cieszyła jego mama! Jedni mają mnóstwo piękna wokół siebie lecz o nim nie myślą, wolą szukać tego co w cieniu. W życiu innych tyle jest cienia, że chcą patrzeć tylko w stronę światła.

    Pewnie jest to pewien etap w rozwoju człowieka - to penetrowanie, uwypuklanie drugiego, trudniejszego, czy też brzydszego bieguna. To nabieranie pełnego oglądu. Etap... po prostu pewien etap, ważne jednak by przy okazji skupiania się na tym swoim rozwoju, nie krzywdzili przy tym innych.

    Z pozdrowieniami, M.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Madziu, masz rację - dopiero jak to napisałaś, to sobie uświadomiłam, że 'żyjemy w czasach odsłaniania tego co pod spodem'. Czy to chodzi o to, że tak bardzo lubimy się dołować? Po co, dlaczego? Czemu to ma służyć? Nie wiem, nie rozumiem. Ale to też muszę zaakceptować, nie zgadzam się z tym, ale przecież nic na to nie poradzę. Mogę tylko moim dzieciom pokazywać inny świat, taki, w którym ważny jest gest, miłe słowo, uśmiech, w którym będziemy się szanować i doceniać to co mamy. Każdego dnia dziękuję za to, że mam zdrowe dzieci, że jesteśmy razem. Choć wcale nie zawsze jest różowo, ale dużo racji jest w słowach, że "w życiu piękne są tylko chwile". Coraz częściej widzę, że jest we mnie dużo z dziecka, patrząc na Majkę, jej maleńkie radości, dorosłość to zabija, Maja i Milunia to we mnie obudziły. Uwielbiam je za to.
      Podziwiam Cię za Twoją pracę, wiele razy zastanawiałam się czym się zajmujesz. Teraz to wydaje mi się takie oczywiste ;-)
      Dziękuję za miłe odwiedziny, pozdrawiam gorąco :)

      Usuń
  3. Witam!
    Jestem u Was pierwszy raz ale na pewno nie ostatni.
    Czuje podobnie odnosnie wspomnianej ksiazki. Jeszcze w ciazy, gdy czytalam ksiazki o dzieciach, wychowaniu i opiece, zdawalam sobie sprawe, ze bedzie ciezko. Oczywiscie, kazdy ma jakies piekne wyobrazenia, ktore moze czasem realnosc niszczy, ale nikt nie mowi, ze macierzynstwo to wieczna euforia.
    "Lukrowe blogi" bardzo mnie rozsmieszyly, bo sama prowadze takiego. I nie dlatego, ze chce udawac, ze jestesmy najwspanialsza rodzina na swiecie ale by uwiecznic i zapamietac wszystkie piekne chwile, ktore tak szybko sie koncza. Poza tym sama zagladam na inne blogi dla relaksu, po inspiracje i dla poprawienia humoru, wiec nie chce czytac czyjegos zrzedzenia i narzekania.
    A jesli ktos potrzebuje teatru, kina czy silowni to jest to tylko kwestia dobrej organizacji.
    Mam nadzieje, ze Dzien Matki w przedszkolu byl cudowny. Pozdrawiam serdecznie i zycze niewyczerpanych zapasow hormonow euforii ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam i zapraszam w moje skromne progi :-) Podejrzałam Twojego bloga i widzę, że też masz dwie Córeczki, w podobnym wieku :-) Bardzo mi miło, że mnie odwiedziłaś.
      Mnie też nigdy nie przyszło do głowy, że macierzyństwo to wieczna euforia i dlatego byłam ogromnie zaskoczona, że pani Joanna nie wiedziała na co ma się szykować...Nawet przesłodzone gazety dla Mam piszą wprost, że macierzyństwo to trudna sprawa, że karmienie naturalne jest trudne, że tego też trzeba się nauczyć, że dzieci czasem nie śpią w nocy, że codziennie wychodzimy na place zabaw i robimy kilometry z wózkami. Przecież to nie tajemnica.
      Też zaglądam na inne blogi i nie mam nic przeciw narzekaniu, bo to też ludzka rzecz, chandra dopada czasem każdego. Ale nie po to piszemy blogi, żeby wylewać nasze żale, ale żeby uwiecznić te cudne chwile i dzielić się tą radością z innymi, chwalić się osiągnięciami naszymi albo naszych pociech. I dobrze! Osobiście uważam, że należy się chwalić i pokazywać co potrafimy, w czym jesteśmy dobrzy, że trzeba dużo i często chwalić dzieciaki. A czytając niektóre blogi zazdroszczę niektórym dziewczynom jak potrafią się zorganizować i pomimo faktu posiadania dzieci są szczęśliwe, rozwijają się, mają pasje, hobby, oglądają filmy, czytają książki, chodzą do fryzjera czy kosmetyczki. Więc nie rozumiem Pani Czeczot, bo wg mnie dzieci tylko popychają mnie do przodu.
      Dziękuję za odwiedziny :)
      Pozdrawiam :)

      Usuń
  4. Po napisaniu tego tekstu długo nie mogłam zasnąć i rozmyślałam jeszcze o tym. Tak bardzo jesteśmy nastawieni na konsumpcyjny tryb życia, myślenie tylko o sobie, o własnych przyjemnościach, że zapominamy co jest tak naprawdę ważne. Może dlatego mnie tak to macierzyństwo nie uderzyło? Bo mnie moi rodzice zawsze powtarzali, że trzeba ciężko pracować, starać się, na każdym polu, cokolwiek bym nie robiła.... A moje małe wcale nie jest tłuste ;-) Jak widać na załączonych obrazkach ;) Mam tylko nadzieję, że szczęśliwe...Bardzo bym sobie tego życzyła :)

    Uroczystość w przedszkolu byłą przecudna! Maja stanęła na wysokości zadania. I ja wiem, że każdy rodzic będzie chwalić najbardziej swoje dziecko, ale Maja wierszyk mówiła najładniej.... Bez nerwów, głośno, wyraźnie, przez mikrofon. I Pani już mi powiedziała, że ona też to widziała, ze już wie, że mała będzie występować, bo można na nią liczyć, nie zapomni, powie co ma powiedzieć i już. A jaka ja byłam dumna.....łezkę oczywiście uroniłam niejedną, ja oczy mam w bardzo mokrym miejscu ;-) Bardzo miło spędziliśmy razem czas, z dzieciakami, w innymi rodzicami. Cieszę się, ogromnie, że Maja tak kocha przedszkole. :-)

    OdpowiedzUsuń
  5. Gratuluje serdecznie utalentowanej coreczki. Rosnie z niej silna, pewna siebie kobietka ;-)
    Zgadzam sie, ze dzieci pchaja do przodu, motywuja bysmy stawali sie lepszymi, madrzejszymi ludzmi, bysmy od siebie wjecej wymagali. Juz teraz widze, jak bardzo Anabel nasladuje wszystko co robie i troszke mnie to przeraza bo wolalabym by niektorych moich zachowan nie powielala. Przy dzieciach trzeba sie pilnowac ale tez rozwijac intelektualnie i emocjonalnie by byc dla nich najlepszym przykladem.
    A co do przedszkolnych przedstawien, to czytajac o tych wszystkich lzach wzruszenia, zazdroszcze i nie moge sie doczekac kiedy i mnie zaleja :-)

    OdpowiedzUsuń
  6. Piękne słowa, wspaniałe wzruszenia. Dziekuję ogromnie za ten wpis, który tyle niezwykłych uczuć we mnie wzbudził. Zasypiając będę myślami tutaj.
    Cieszę się też, że Mai tak wspaniale poszło - wielkie gratulacje i moc uścisków!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo pozytywny blog, dziękuję!
      Ja przeczytałam "Macierzyństwo non-fiction" i jestem wdzięczna autorce, że to opisała. Dla mnie to trudny czas, szczególnie oddalanie się od partnera / męża, gdy nie ma czasu i sił na rozmowę. Ale każdy inaczej odczuwa, inaczej radzi sobie z problemami. Dla mnie doświadczenia innych mam są dużą pomocą, dlatego też sama założyłam blog, by dzielić się swoimi doświadczeniami. Jeśli mogę Was zaprosić, to tutaj jest link:
      http://problemymam.squarespace.com/

      Będę czekać na rady od innych mam :)

      Usuń
  7. Do Pani Kasi, która ma córeczkę Maję; Pani Kasiu, mam 20 lat i mam na imię Wioletta. Wychowuję 4 miesięcznego mojego, kochanego Kubusia. Mieszkam w Wielkiej Brytanii sama z narzeczonym, nie mam tu nikogo prócz jego i mojego synka. Mój narzeczony pracuje od 8.00 do 17.00 i praktycznie jestem sama przez cały dzień z małym. Przez pierwszy miesiąc mialam masakre z moim wlasnym ja. Kubus nie byl planowanym dzieckiem, ale przez cała ciąze cieszylam sie z jego obecnosci w moim brzuszku. Bylam szcesliwa. Kiedy sie urodzil, cos dziwnego we mnie wstapilo. Mialam zal do calego swiata i do siebie, ze on jest! Minely 4 miesiace i dopiero teraz po tych 4 miesiacach doszlo do mnie, ze to jest moj synus, ktorego tak mocno kocham i za ktorego zycie oddam i nie widze bez niego swiata! Zrozumialam, ze dziecko nie jest niczemu winne, tylko jezeli ma byc tu kto kolwiek winny to tylko i wylacznie ja! Moglam zrobic wszystko, zeby nie miec dzieci, jezeli nie chcialam, a nie olewalam kazde zabezpieczenie ktorego nie bylo i pozwalam na to by moj narzeczony robil swoje a ja swoje! Tkze jestem wdzieczna losowi ze ich mam. Chciałam Pani powiedzieć, że bardzo cieszy mnie Pani wypowiedz. I nie ukrywam, że za nim ją przeczytałam miałam te same zdanie jak ta kobieta, która została przez Panią skomentowana. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Wioletto, jesteś młodziutką Mamą, ale bardzo, bardzo dzielną! Sama z Synkiem, kłaniam się w pas. Na pewno musi Ci być bardzo ciężko. Cieszę się, że moja wypowiedź podniosła Cię na duchu. A wiesz, jak ja się ucieszyłam czytając Twoje słowa? Bycie Mamą to bardzo ciężka praca, nieopłacana pieniędzmi, tylko malutkimi rączkami :-) A Kubuś teraz będzie coraz mądrzejszy, coraz bardziej będzie okazywał Ci swoją miłość, zobaczysz, jeszcze będzie cudnie, choc wcale nie lżej....Pozdrawiam i zapraszam, zaglądaj czasem ;-)

    OdpowiedzUsuń
  9. Kobiety..ogarnijcie się naprawdę!!!Czy wiecie co to znaczy jeszcze humor i autoironia???Czy Pani Woźniczko pisząc tę książkę chciała powiedzieć ze co nie kocha swojej córki??ależ kocha i to nad życie zapewne, na pewno daje jej mnóstwo radości i życia sobie bez niej nie wyobraża...ma jednak coś czego wszystkie wyżej podpisane najwyraźniej nie mają- mianowicie -dystans drogie Panie dystans- do siebie przede wszystkim!!!Patos i lukier , lukier i patos- to wyziera z każdej napisanej tu przez autorkę tego bloga literki..
    Jeśli nie dla własnej higieny psychicznej i urody - niech Pani pójdzie na masaż i kupi te nową kieckę dla córek- to matka chyba powinna być dla małych dziewczynek- pierwszym wzorem i przykładem kobiecości...małe zadbanie o siebie -nie umniejszy to chyba Pani miłości i euforii z posiadania dzieci ???
    Naprawdę dziewczyny dawka małego zdrowego egoizmu- każdej kobiecie wychodzi na dobre- i proszę bądźcie dalsze od takiego 0:1 oceniania innych kobiet - które poza dziećmi widza również SIEBIE.Czego i wam szczerze życzę!

    P.S to zdanie Pani męża z którego tak Pani się ucieszyła:"I co ty się przejmujesz? Wyglądem? I tak wszyscy kiedyś starzy i brzydcy będziemy. I co jej zostanie? Nic - a ty masz dzieci....". Zaskoczył mnie zupełnie, ale postawił na nogi - doprowadził do pionu"
    świadczy chyba tylko o tym że nie lubi Pani własnej siostry...Jej na starość może nie zostaną dzieci(na marginesie Pani tez nie ma tej gwarancji- dzieci są rożne- jedne się zajmują rodzicami , inne nie:wyjeżdżają na 2 koniec świata albo po prostu uczestniczyć w ich życiu)- ale powinna jej zostać Pani i jej rodzina- tymczasem czerpie Pani jakąś dziwną satysfakcję z tego ze może teraz siostra wygląda lepiej ale za 30 lat będzie stara , brzydka i samotna- STRASZNE!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Droga Pani. Myślę o tym poście codziennie. Czy chce mnie Pani tymi słowami przekonać, że ja wcale nie myślę tego co napisałam? Że to tylko "lukier i patos" na pokaz?? A nie przyszło Pani do głowy, że ja, tak jak i wiele, WIELE, kobiet na tym świecie mogę być po prostu szczęśliwe mając dzieci? Humor i autoironia?? O nie nie....na pewno nie - w słowach pani Czeczot nie ma humoru, jest złość, zawód i narzekanie. Na brak wolności. Mam wrażenie, że próbuje mnie Pani przekonać, że jestem w błędzie będąc uśmiechniętą i radosną mamą. Mówi mi Pani o dystansie - ależ mam go i to dość sporo, mam też dwójkę małych dzieci, pracę, na bardzo wysokim stanowisku, dom w budowie, i wiele innych problemów, trosk i radości. Jutro jadę na masaż, a w minionym tygodniu kupiłam sobie kieckę i buty. Nie umniejsza to mojej radości, aczkolwiek przysparza pracy innej osobie, tej, która zostanie z dziewczynkami w czasie mojej nieobecności - tu tkwi problem. Ale jak już pisałam kilka razy - ja jestem trochę jak moje dzieci, potrafię się cieszyć z najmniejszych głupot. Zna Pani Pollyannę? - to ja dużo mam z tej bohaterki. Zawsze znajdę jakiś punkt zaczepienia, żeby się uśmiechnąć. Jest mi dużo łatwiej z takim podejściem do życia - pewnie jest to mocno niedzisiejsze, taaak...na pewno. A jaka ja jestem głupia za dziećmi....! Serce bym z piersi wyjęła, żeby tylko mu się krzywda nie działa - nieważne czy to moje czy obce. I zdecydowanie widzę SIEBIE, choć nie na pierwszym miejscu, a już na pewno nie moje wygody i przyjemności. Zapewne cokolwiek teraz napiszę Pani i tak "wie swoje". Ja również - nie żal mi kina (byłam chyba ze 2tyg temu), nie żal mi restauracji (byłam w czwartek), nie żal mi spotkań ze znajomymi (byli dziś, niedzieciaci, proszę sobie wyobrazić!!) - żal mi dziecka Pani Czeczot gdy przeczyta, że mamie było tak źle, że bija od niej żałość z powodu macierzyństwa....
      Ja nigdy nie biłam patosem...wręcz przeciwnie, napisałam nawet w jednym poście, że złoszczę się na swoje dzieci! Nie jestem ani odrobiny z tego dumna, to było po prostu stwierdzenie faktu, Tak jak i one złoszczą się na mnie - bo nie pozwalam Majce oglądać bajek cały dzień, bo zabrałam Miluni pilot tv, a tak fajnie się nim stukało w szklany blat.... Mnie dziwi tylko jedno, słowa typu "nie widziałam na co się szykować" - ja NIGDY nie miałam wątpliwości, że posiadanie dzieci to obowiązek, dużo pracy, odpowiedzialności. Ja również narzekam! Ale....to nie jest taki BIG DEAL tak słyszę i czytam w mediach. Nie wiem skąd pomysł, że panuje zmowa milczenia....Chyba żyjemy w zupełnie innych światach....
      Ps. Ja strasznie MOCNO KOCHAM MOJĄ SIOSTRĘ. Liczę na to, że za 30lat będzie stara, piękna i szczęśliwa. Nie mam w zwyczaju komukolwiek życzyć źle, a tym bardziej najbliższym. Moja siostra jest moja bratnią duszą i nie wiem skąd pomysł, że mogłabym jej choć przez sekundę źle życzyć. Jestem przekonana, że tak jak dziś możemy na siebie liczyć, tak samo będzie za 30 lat. Wiem, że chce mieć rodzinę i dzieci - i wiele razy mówiła mi, że chce być choć w części taką mamą jak ja....Widzi Pani - nawet jestesmy dla siebie miłe....A z czego się ucieszyłam? Z tego droga Pani, że nie tylko wygląd się liczy, ale też to, co i jak robimy....
      Pozdrawiam, życzę dużo dystansu i tak fantastycznych dzieci jak moje....

      Usuń
  10. Z całym szacunkiem ale myślę że zrozumiała Pani moje słowa na opak..czy gdziekolwiek napisałam ze wątpię w to że Pani jest szczęśliwa wychowując dziecko? że kocha je nad życie?czy napisałam ze Pani czy inna matka ma siedzieć i płakać a nie się cieszyć z posiadania dziecka? Absolutnie nie..nie potrafię tylko zrozumieć tego języka jak z harlequina kiedy przychodzi do móiwenia o macierzyństwie,ani tego dlaczego w kobietach tak mało zrozumienia dla drugiej kobiety i jej odczuć..W poście napisała Pani : ".....po dziewiątym miesiącu skończyły się hormony euforii.....Jest mi po prostu przykro jak to czytam i wstyd....po prostu wstyd"- dlaczego Pani jest przykro? dlaczego wstyd? Przecież to uczucia Pani Joanny - nie Pani.Pani Czeczot tak się czuła,tak napisała, ma do tego prawo..Napisała to szczerze..a niestety szczerość nie jest popularna jak się okazuje- lepsza jest polityczna poprawność- szczególnie w tak zmitologizowanej sferze życia jak macierzyństwo.
    Dlaczego w Polsce jeśli wszyscy nie czują , nie myślą tak samo- są piętnowani- dotyczy to w szczególności kobiet i matek - tak chętnie ,głównie negatywnie, ocenianych przez inne kobiety....
    Mam tylko jedno pytanie : czytała Pani książkę Pani Czeczot? CAŁĄ? nie tylko fragment?..Ja czytałam- zaśmiewałam się do łez- odnajdując swoje bolączki, rozterki, śmiejąc się sama z siebie...śmiejąc się z rzeczy,które wcześniej gdy przez nie przechodziłam wcale mi się takie nie wydawały..
    Dla mnie książka Pani Czeczot jest po prostu prawdziwa,od serca.Co nie znaczy że inne książki opisujące tylko jasne strony macierzyństwa takie nie są- zapewne są..bo pamiętajmy jednak że ile kobiet tyle odczuć, tyle myśli, tyle odbioru macierzyństwa..i to co doprowadza mnie do szału słuchając niektórych Pań, czy czytając rożne wypowiedzi -to właśnie to "święte" oburzenie " idealnych" matek odnośnie nazwijmy to ogólnie : bardziej swobodnego podejścia do wychowania dziecka a nie totalnej fiksacji na jego punkcie.
    I na zakończenie,bo nie chce Pani do niczego przekonywać- bo i po co- ale nawet Pani ostatnie zdanie świadczy- jak kobiety często traktują dzieci - jak ORĘŻ-którą można próbować zadać drugiej kobiecie ból, traktować je jak trofeum :bo moje lepsze,bo zdolniejsze , bo ładniejsze, bo ja mam a ty nie... "Pozdrawiam, życzę dużo dystansu i tak fantastycznych dzieci jak moje...."i co mam Pani odpisać? :
    1.że moje są fantastyczniejsze?
    2.że wczoraj poroniłam?
    3.że mam dwójkę ale nie będę się tu licytować?
    4.że nie mam bo nie chcę mieć dzieci?
    5.że chce ale nie mogę?
    Dowolne proszę wybrać... i uważać z życzeniami tego typu w stosunku do obcych kobiet- neichcący można komuś sprawić przykrość.
    I ciesze się że traktuje Pani siostrę inaczej niż to wynikało z wpisu.To budujące.Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  11. Jest tak jak napisałaś. Czasam tak jest. A czasami jest inaczej. Jest tak jak to w życiu bywa, czyli różnie. I nie ma znaczenia czy to życie z dziećmi czy bez. Jest jak jest. I to, co mi dodaje skrzydeł gdy jest ciężko, to fakt, że wstaję, gotuję, piorę, sprzątam, idę do pracy, na plac zabaw, na zakupy PO COŚ, DLA KOGOŚ. dla siebie, męża i córek, by tworzyć wspólnotę wspeirających się ludzi.

    OdpowiedzUsuń
  12. A ja jestem wdzięczna za tą książkę. Myślę, że warto przeczytać ją całą i do końca, zanim się ją oceni. Bardzo mi pomogło to, że przeczytałam ją przed porodem. Głos Joanny to subiektywny głos, nie roszczący sobie prawa do głoszenia "jedynie słusznej prawdy". Głos, którego do tej pory brakowało. Rozumiem, że masz inną perspektywę, każda może przeżywać macierzyństwo po swojemu. Ale to naprawdę ciekawe poznawać inne sposoby przeżywania. Zresztą sama piszesz o tym, że nie wszystko jest lukrowane. Jak ktoś nie chce wiedzieć o szczegółach i rozmiarze tych nielukrowanych powierzchni przed porodem nie musi tego czytać. Ja lubię grać w otwarte karty, a zmowa milczenia faktycznie istnieje i wiele obserwacji opisanych w tej książce jest trafnych również z mojej perspektywy. A odnośnie porównań z mamami z innego pokolenia, to ok, miały trudniej, i co z tego? Kiedyś co drugie dziecko umierało po porodzie (mało rozwinięta medycyna) i czy to stwierdzenie miałoby pocieszyć matkę, która cierpi dzisiaj po utracie dziecka? Nie sądzę. Pod wieloma względami kobiety miały gorzej w przeszłości, ale to nie znaczy, że mamy sobie utrudniać zmiany na lepsze i zagryzać zęby.

    OdpowiedzUsuń
  13. Uważam, że macierzyństwo dla każdej z kobiet ma osobiste znaczenie i nie ma sensu debatować "nad wyższością świąt bożego narodzenia nad świętami wielkiej nocy". Niemniej, myśli opublikowane często spotykają się z odbiorem i krytyką. Ja dostrzegam wokół mnie tendencję do traktowania dzieci przez kobiety jako narzędzia społecznego przymusu, co mnie totalnie dołuje. Mam wielu znajomych, którzy nie zdecydowali się na potomstwo i współistnieją wśród tych, którzy wybrali inną drogę w sposób harmonijny. Są jednak tacy, którzy na każdym kroku negują, krytykują, obrzydzają kwestię posiadania dzieci, wmawiając innym, jaki błąd popełnili decydując się na dzieci. Podpierają się, między innymi, wyżej komentowaną książką. Spotkałam się nawet z opinią, że "żadna inteligentna kobieta ze zdrowym rozsądkiem nie decydowałaby się na dzieci, bo to same trudy, znoje, ból". Część tak myślących kobiet decyduje się na dzieci, bo mąż chce, bo się boją, że zostaną same, bo ich facet w pewnym momencie będzie chciał dzieci i być może z inną kobietą. Niemniej, nie mają zamiaru zmieniać nic w swoim życiu, nadal robią karierę, zostawiając dzieci pod opieką obcych ludzi, do których maluchy się przywiązują, bo to one są jedynymi na tym łez padole, których cokolwiek obchodzą. Wysyłają dzieci do prywatnych szkół, na zajęcia prywatne itd., zajmujące małym ludziom czas od rana do wieczora, byle by tylko nie było dziury w planie tygodniowym, bo nie daj boże zawracało by głowę swoją osobą. Spełniają się owe mamy, stanowiska, kasa, wyjścia, bogate życie towarzyskie itd. To też model współczesnego macierzyństwa. Moim zdaniem, masakra...

    OdpowiedzUsuń
  14. Pochłonęłam wpis bo jest mi bliski.Również czuję się spełnioną Mamą.Zaskoczoną. Bo nie spodziewałam się tak wielkiego i bezgranicznego uczucia. Życzę dumy z pięknych Córeczek, masy wzruszeń. I oby nikomu nie musiała się Pani tłumaczyć z tego, że jest jak jest. A jest fajnie :)

    OdpowiedzUsuń
  15. To rozterki chyba większości mam. Śliczne córusie :)

    OdpowiedzUsuń